piątek, 9 czerwca 2017

No cześć, chcesz się przyjaźnić?

Kocham mieszkać na wsi. Nie tylko, ze względu na ciszę, świeże powietrze, hasające zwierzątka i kilometry miejsc idealnych na spacery. Jest jeszcze coś - a raczej ktoś - co sprawia, że jestem dumna z tego, gdzie mieszkam.

            Tak, Monika, piszę o Tobie. Pewnie tego się nie spodziewasz, ale przecież tyle razy mówiłam Ci o tym, że jesteś moim wzorem. Tym razem chcę pokazać wszystkim ludziom, że w naszym kraju jest taka wspaniała dyrektorka domu kultury, która sprawia, że buzia sama się śmieje. Jednak, po kolei.
            Kiedy byłam jeszcze dzieciaczkiem, biegającym po żużlu, przed domem moich dziadków, liczyły się dla mnie tylko zabawy, zwierzątka i wszystkie inne, typowo wiejskie, sprawy, którymi może cieszyć się dziecko. Potem przyszedł czas liceum i zasmakowałam wielkiego świata. Poszłam do szkoły, mieszczącej się w Gdańsku i moja Mała Ojczyzna zeszła na drugi plan. Przyszłość widziałam w wielkim mieście. Oczywiście, nigdy nie chciałam wyprowadzać się z Gminy Ostaszewo, ale wtedy uważałam, że będę robić biznesy w Trójmieście. Potem moje plany życiowe przewróciły się na lewą stronę i znalazłam się na kulturoznawstwie. Potrzebowałam miejsca, w którym odbębnię praktyki zawodowe. Byłam (jestem) tchórzem, więc postanowiłam zrobić wszystko po linii najmniejszego oporu i, zamiast uderzać w jakąś instytucję kultury w Gdańsku (przecież chciałam robić wielkie biznesy, pamiętacie?), skierowałam swoje kroki w stronę Gminnego Domu Kultury i Sportu w Ostaszewie. Przywitała mnie wesoła dyrektorka, która głowę miała w chmurach, ale zawsze z tych chmur wystawał magnetyczny uśmiech. 
            Dzięki Ci Boże, że nie pozwoliłeś mi popełnić najgorszego błędu w życiu, tylko skierowałeś mnie w stronę tej małej instytucji kultury. Moje oczy się otworzyły, nagle dostrzegłam wspaniały potencjał, który drzemie w ten malutkiej społeczności. Akurat przygotowywano wielką, wakacyjną imprezę - pierwszą taką w naszej gminie. Byłam zafascynowana pracą, jaką ludzie z GDKiS wkładają każdego dnia w to, aby rozwinąć zmysły kulturowe mieszkańców Ostaszewa i okolic. Byłam zafascynowana Moniką, bo biła od niej potężna siła i jasność. Ona jest... no właśnie, jest.
            Monika po prostu jest - i tyle (aż tyle!). Ta kobieta jest mądra, inteligentna, zacięta, ambitna, charyzmatyczna, asertywna, zabawna, a - przede wszystkim - dobra. Aktualnie to już piąty rok, jak czyni wakacje w Ostaszewie lepszymi, organizując niesamowite wydarzenia kulturalne, na które zjeżdżają się ludzie z okolic, żeby posłuchać koncertów zespołów i solistów, którzy są naprawdę czymś wielkim dla tak małej i biednej gminy. Nie jest to lekka praca, ponieważ, bądźmy szczerzy, nie żyję w społeczności, która jest nauczona kultury. Oczywiście, znam wiele osób, które lubią coś więcej, niż kiełbacha i wódeczka (nie, żeby było coś w tym złego - kiełbacha i wódeczka jak najbardziej spoko), z niektórymi nawet obcuję od czasu, do czasu. Jednak kiedy spojrzy się na społeczeństwo Gminy Ostaszewo, to widać ogromną niechęć i marudzenie. 
            Jednak Monika potrafi te wszystkie zrzędy zadowolić. Kiedy odbywa się sierpniowa impreza (a w tym roku nawet odbyła się majowa), to wszystko staje się lepsze. Ludzie bawią się, śmieją, częstują jedzeniem, tańczą, rywalizują. Zawsze stoję troszeczkę na granicy, ponieważ z jednej strony, biorę czynny udział w tworzeniu imprez, poprzez wykonywanie plakatów, zaproszeń, ogarnianie Facebooka i strony, a z drugiej jestem zwykłym uczestnikiem. Bacznie obserwuję ekipę GDKiS, która krząta się po parku, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Bacznie obserwuję Monikę, która ogarnia wszystko, niczym kochająca mama.
         Tak się złożyło, że od czasów moich praktyk, spotkało mnie coś niezwykłego - zaprzyjaźniłam się z nią. Nic w tym dziwnego, ta kobieta jest magnetyzująca. Mogę śmiało powiedzieć, że ją uwielbiam, kocham i podziwiam. Można jej się zwierzyć, można z nią się pośmiać, można powiedzieć jej prosto w twarz "Nie zgadzam się z Tobą", można ją przytulić, można jej coś wytłumaczyć, można się od niej wiele nauczyć, można odzyskać uśmiech dzięki jej słowom. 
       Tak sobie myślę, że rzeczywiście coś jest w przekonaniu, że osoby, które pomagają zwierzętom, to najwspanialsze osoby. Jeśli mieszkacie w Gminie Ostaszewo, to na pewno wiecie, że Monika uratowała nie jedno zwierze, że ma wspaniałe serce i zawsze stanie na wysokości zadania. 
       Śmiało mogę o niej powiedzieć, że jest moją przyjaciółką. Przyjaciółką, którą powinni doceniać wszyscy - nie tylko jej bliscy. Kobietą, która zmieniła mnie, która dała mi szansę na rozwój moich umiejętności (tak, tak, kochani, gdkiowskie fejsbuki, plakaty i instagramy, to ja!) i która pozwoliła poczuć się... lepiej, po prostu lepiej. Jest jedną z tych osób, dzięki którym depresja nie jest taka straszna.
       Dziękuję Ci!