piątek, 30 października 2015

Na imię mi Krytyka, bo jest nas wielu



Krytykować może jedynie ten, kto posiada serce gotowe do pomocy.
-William Penn
           
Hermes nie wszystko robi tak, jak robić powinien. Jest jeszcze mały i potrzebuje dużo uwagi. Ciągle chce się bawić, skacze, biega, zaczepia, a przy tym robi coś, co przeszkadza wszystkim domownikom: drapie nas. Mieszka z nami dopiero od niedawna, dlatego jeszcze go tego nie oduczyliśmy. Za każdym razem zwracamy mu uwagę, a maluch zaczyna rozumieć o co nam chodzi. Ta sytuacja skłoniła mnie do napisania tej notki.
            Dzień po tym, jak założyłam tego bloga, zostałam ostro skrytykowana za to przez bliską mi osobę. Doszło wręcz do obrażenia mnie. Pomijając cały przebieg nieprzyjemnej rozmowy, skupię się na tym jak to na mnie wpłynęło. Przyznam, że na początku się podłamałam. Stworzyłam coś, z czego byłam zadowolona, coś, co miało mi przynosić wiele radości – napełniłam tym swój balonik szczęścia, a ktoś go, tak po prostu, przebił. Jednak chwila gorszego samopoczucia nie trwała długo i postanowiłam zebrać całą swoją siłę i krytykę przekuć w tę notkę.
            Przyznam to z pełną odpowiedzialnością: miałam szczęście. Mogłam przecież całkowicie się załamać i już więcej tu nie napisać. Co więcej, mogłam w ogóle porzucić pisanie i zamknąć się w sobie. Już raz coś takiego zdarzyło się w moim życiu. Swego czasu marzyłam o karierze montażystki filmów. Z wielką radością i wypiekami na twarzy pojechałam na pierwszy etap egzaminu do szkoły filmowej w Łodzi. Za rok też pojechałam z nowymi pokładami nadziei i siły. Trzeci raz pojechałam bez żadnych uczuć, całkowicie spokojna. Jak się później okazało, ten ostatni raz był dla mnie zabójczy. Zostałam kolejny rok z rzędu skrytykowana, miałam dość. Tak, poddałam się. Nie, nie wstydzę się tego. Dlaczego? Ponieważ nie traktuję tego jak porażkę. Prawdą jest, że od tej pory nie zrobiłam żadnego filmu. Jednak nie straciłam całkowicie zainteresowania montażem. Po prostu, odnalazłam nową drogę. Jestem z niej o wiele bardziej zadowolona, to jest coś, co robię zawodowo i chcę tego robić jeszcze więcej. Zrozumiałam, że tamta krytyka była mi potrzebna. Za każdym razem, kiedy znów podchodziłam do egzaminu, moje prace były coraz lepsze, a moja wiedza coraz większa. Natomiast ostatni raz pokazał mi, że szkoła filmowa w Łodzi to nie miejsce dla mnie. Teraz wiem, że nie zamieniłabym stanu rzeczy za żadne skarby.
            Co różni te dwie sytuacje? Otóż, w przypadku egzaminów otrzymałam rzeczową krytykę, pozwolono mi wyrazić swoje zdanie, podano mi argumenty, popchnęło mnie to do rozważań nad tym, co, tak naprawdę, chcę robić w życiu. Moje chwilowe podłamanie było spowodowane silnymi emocjami i pozornym upadkiem marzeń. Natomiast, w przypadku krytyki mojego założenia bloga (uściślę, że nie była to krytyka mojej notki, tylko samego faktu założenia bloga) argumenty nie miały sensu, zostałam wyśmiana, moja odpowiedź została odrzucona.
            Chcę wam przekazać jedną, bardzo ważną, myśl: krytyka może być dobra. Jednak jest kilka warunków, które krytykujący musi spełnić. Krytyka musi zostać uargumentowana, nie może być wypowiedziana agresywnie, w złości, nie może obrażać drugiej osoby, krytykujący musi być gotowy do pomocy krytykowanemu w polepszeniu tego, co robi źle a – co najważniejsze – krytykujący musi mieć świadomość, że jego opinia może być – tadam - błędna.
            Każdy z nas patrzy na świat inaczej, każdy ma inny gust, każdy inaczej pojmuje otaczającą go rzeczywistość. To jest wspaniałe, przepiękne i owa różnorodność potrafi aż zapierać dech w piersiach. Niestety, często ta różnorodność jest, używając kolokwializmu, gnojona. Krytyka nie dotyczy jedynie tego, co druga osoba robi źle, ale też – co wydaje mi się częstszym stanem rzeczy – tego, co nam się, po prostu, nie podoba. Kolor włosów, słuchana muzyka, ubranie, sposób wypowiedzi, rodzaj śmiechu, seksualność, wyznanie, kolor skóry – obojętnie co wymienię, to wszystko może stać się obiektem krytyki.
            Kiedy byłam mała, dzieciaki mnie wyśmiewały. Bo dobrze się uczyłam, bo nosiłam okulary, bo moja mama jest nauczycielką. Mogłabym usprawiedliwiać moich ówczesnych szkolnych znajomych, mogłabym napisać kilkunastostronicowy esej o tym, jak to skomplikowanym organizmem żywym jestem, ale tego nie zrobię. Nie dlatego, że czuję żal do tamtych osób (chociaż mam do tego pełne prawo), ale dlatego, że to, co robili było złe. Złe, złe, złe.
            Jeśli jeszcze tego nie wiecie, to chcę, abyście coś zrozumieli: nie macie prawa gnoić kogoś za coś, co sprawia temu komuś przyjemność, a nikogo nie krzywdzi. Powtórzę: nie macie prawa gnoić kogoś za coś, co sprawia temu komuś przyjemność, a nikogo nie krzywdzi. Oczywiście, jeśli uważacie, że robi coś źle i chcecie mu pomóc, pokazać błąd, to śmiało, zwróćcie uwagę. Jednak za waszą krytyką musi kryć się troska i chęć pomocy.
            Nie rozpowszechniajmy nienawiści. Czyż nasz świat nie jest jej pełen? Wystarczy włączyć telewizor lub radio, spojrzeć na pierwsze strony gazet, podłączyć się do Internetu – wszędzie pokłady nienawiści. Pomyśleliście kiedyś, że byłoby lepiej, gdybyśmy widzieli pokłady miłości? Optymistycznie zakładam, że pomyśleliście. Wiecie co? Zmiana stanu rzeczy to nic trudnego. Tak, teraz padnie oklepane „może całego świata nie zmienisz, ale czyjś świat na pewno”. Jednak, jakkolwiek banalnie to nie brzmi, to jest to najlepsza rada w tej sytuacji. Uśmiechajcie się do siebie, mówcie „dzień dobry” nieznajomym, opowiadajcie żarty w sklepie, rozdawajcie kwiaty, zatańczcie z kimś na środku chodnika, pomóżcie komuś w potrzebie, dajcie drugie śniadanie temu dzieciakowi, który zawsze jest głodny, adoptujcie kota (a może dziecko?), po prostu, bądźcie dobrymi ludźmi.
            Pamiętajcie, że Wasze słowa mogą kogoś zranić, używajcie ich z jeszcze większą ostrożnością, niż przy używaniu ostrych narzędzi. Wyłączcie krytykę, włączcie pomaganie.
Żyjcie, odkrywajcie, radujcie się. Wasza Karolina (i Hermes, patrzący przez ramię)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz