piątek, 23 października 2015

Jeszcze trochę


-Cierpliwość to pierwszy stopień do piekła.
-Ciekawość.
-Tak, to też.


            Hermes nie należy do cierpliwych. Nie wiem czy w ogóle jakikolwiek kot należy do cierpliwych. Jednak niecierpliwość mojej puchatej kulki przekracza wszelkie granice. Szczególnie, jeśli akurat jest głodny. Zaczyna miauczeć, piszczeć, rzucać się na meble, szarpać za nogawki, miauczenie przechodzi w skrzek. Wszystko uspokaja się, kiedy dostanie swoją miseczkę, wypełnioną przepyszną wołowiną i sercami indyczymi (albo koktajlem drobiowym, zależy od dnia).
            Ja też nie należę do cierpliwych. Moja cierpliwość kończy się tam, gdzie zaczyna się zmęczenie. Kiedy to nastąpi? Nie wiadomo, zależy od sytuacji. Jednak mam w sobie pewną zależność: im bardziej zależy mi na czymś, bądź na kimś, co/kto owej cierpliwości ode mnie wymaga, tym dłużej jestem w stanie wytrzymać.
            Mam za sobą bardzo toksyczną przyjaźń. Przyjaźnio-prawiezwiązko-jestemzakochana-coś. Przedzwiązek. Tworzę neologizmy, brawo, jestem geniuszem polskiej literatury, możecie bić mi brawa. Jak mówią, potrzeba matką wynalazków, a w przypadku relacji, o której chcę napisać, pojawia się potrzeba stworzenia dla niej pewnego rodzaju łatki. Nie był to związek, było to więcej niż przyjaźń, była w tym miłość, były w tym wszelkiego rodzaju emocje, ale żeby dokładnie określić co to takiego było, to musiałabym napisać pracę objętości, przynajmniej, doktoratu.
            Wracając do sensu mojego wywodu: była to znajomość bardzo toksyczna. Osoba, w której byłam zakochana, nie należała do takich, które można określać mianem „do rany przyłóż”. Pozostając w konwencji tworzenia nowych zwrotów w języku polskim, pozwolę sobie nazwać tę osobę „solą na rany posyp”. Być może, drogi czytelniku, miałeś w swoim życiu taki typ znajomości. Jeśli nie, polecam film „Oddychaj” w reżyserii Melanie Laurent. Wywarł na mnie ogromne wrażenie, ponieważ z łatwością mogłam się odnaleźć w tej historii.
            Zostawiając film na boku, pisząc o mojej byłej miłości chciałam położyć szczególny nacisk właśnie na tym uczuciu i na charakterze naszej relacji. Obiekt moich uczuć nieustannie stroił fochy, pisząc kolokwialnie. Jednak ja, przez moje czerwone miłosne okulary i żar uczuć nie byłam tym ani trochę zniechęcona. Poruszona, owszem. Często popadałam w gorszy nastrój, zdarzały się także sytuacje skrajnie nieprzyjemne. Jednak pomimo tego, moja cierpliwość była jakby niewyczerpanym źródłem. Zdecydowanie był to pierwszy stopień do piekła. Ta znajomość mogła trwać kilka miesięcy i skończyć się w momencie pojawienia się pretensji. Jednak mój umysł postanowił włączyć moją hiperdługą cierpliwość właśnie w przypadku tej osoby.
            Czy, w takim razie, cierpliwość jest czymś dobrym czy złym? Zdecydowanie dobrym. Owszem, może nas wtrącić w takie sytuacje, jak przedstawiłam powyżej, jednak o wiele lepiej i łatwiej żyje się mając duży stopień cierpliwości, niż znikomy. Dzięki cierpliwości mamy większe szanse na to, aby zdobyć to, czego pragniemy.
            Czasem (a nawet często) w naszym życiu zdarza się tak, że nie dostajemy tego, czego pragniemy. Jeśli jesteście osobami wierzącymi, taki stan rzeczy może być przez was łatwiej akceptowany, jeśli pomyślicie, że Bóg daje nam to, czego potrzebujemy, a nie to, czego chcemy (a niekoniecznie potrzebujemy). Jednak nie o Bogu teraz mowa, chociaż On zdecydowanie ma największą cierpliwość z nas wszystkich, bo inaczej nie wytrzymałby tak długo z naszym gatunkiem.
            Jeśli nie dostajemy tego, czego pragniemy, zaczynamy się denerwować. To zrozumiałe, w końcu zależy nam na tym czymś i emocje biorą górę, kiedy spotyka nas niepowodzenie. Poza tym, nikt nie lubi niepowodzeń, bo uderzają one w poczucie naszej wartości. Kto lubi czuć się bezwartościowy? Nawet taka masochistka emocjonalna, jak ja, musi przyznać, że czucie się bezwartościową to jedno z najgorszych uczuć na świecie. W każdym razie, w przypadkach niepowodzeń przyda nam się cierpliwość. Ta cecha przydatna jest także kiedy mamy małe zwierzęta, bądź małe dzieci, czyli opiekujemy się kimś, komu nie do końca można wytłumaczyć co powinien zrobić.
            Cierpliwość jest ważna także w kontaktach z bardziej rozumnymi towarzyszami. Nie tylko w przypadku, w którym mamy kontakt z osobą obdarzoną przez nas uczuciami. Czasem zdarza się taka sytuacja, że nasz towarzysz zrobi coś, co nas denerwuje, albo nawet bardzo denerwuje. W takich przypadkach zawsze jestem zwolenniczką powiedzenia o swoich uczuciach, ale jeśli denerwuje nas coś, co sprawia tej drugiej osobie przyjemność (a nikogo nie krzywdzi) to jestem zwolenniczką strategii „siedź cicho i pozwól oddychać”. Nigdy, przenigdy, nie możemy sprawić, że ktoś czuje się źle z powodu tego, co lubi.
            Bardzo chaotyczna notka dobiega końca, potrzeba mi tylko akapitu figurującego jako zakończenie. Tak, cierpliwość bywa czasem pierwszym stopniem do piekła, ale w większości przypadków jest czymś bardzo pożytecznym. Dzięki niej możemy spokojnie poczekać na nagrodę, a jakoś tak w życiu bywa, że im dłużej czekamy, tym ta nagroda jest lepsza. Poza tym, cytując Winstona Churchilla, jeżeli idziesz przez piekło, nie zatrzymuj się.
Żyjcie, odkrywajcie, radujcie się. Wasza Karolina (i Hermes, patrzący przez ramię)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz