czwartek, 5 listopada 2015

Muchos zmianos



Nie lubię zmian. Są stresujące, bardzo stresujące. Nie potrafię przyjmować ich z siłą i determinacją. Boję się ich. Hermes, przytul.

Za osiem miesięcy skończę studia (optymistyczna wersja zakłada obronę pracy magisterskiej w terminie, niepowodzenia nie są mile widziane). Mogłoby to oznaczać najdłuższe wakacje w życiu: nie będzie nade mną wisieć groźba powrotu na zajęcia, nie będę mieć obowiązków, wakacyjna pogoda ogrzeje moją duszę – żyć, nie umierać! Jednak w praktyce, stanę przed obowiązkiem znalezienia sobie pracy. Oczywiście, słowo obowiązek powinnam napisać w cudzysłowie, ponieważ nikt mi przecież nie każe znaleźć pracy. Równie dobrze mogłabym już zawsze żyć na garnuszku rodziców i przez całą wieczność zajmować się oglądaniem seriali, czytaniem książek i tuleniem kotka. Czyż nie brzmi to pięknie? No nie do końca. Kiedy czytam, co napisałam, to wyczuwam w tym pewien zgrzyt. Jak to „na garnuszku rodziców”? Mój umysł mówi mi, że moi rodziciele zrobili dla mnie już wystarczająco dużo i przyszła pora na wyprowadzenie się z domu i znalezienie sobie stałej, dobrze płatnej pracy.
            Brr, wzdrygam się na samą myśl o tym. Nie chodzi o to, że jestem leniem. Jestem ambitną znerwicowaną perfekcyjną osóbką. Jednak myśl o tym ile zmian przyniesie przyszłość, przyprawia mnie o dreszcze. Moje życie, po raz kolejny, wywróci się do góry nogami, a ja będę musiała się do tego dostosować. Oczywiście, mogę sobie owe zmiany wprowadzać stopniowo, mogę się przyzwyczajać, uspokajać, starać się oddychać regularnie, bez wpadania w panikę i bez hiperwentylacji. Oczywiście, pewnie tak będzie. Jednak uczucie niezadowolenia ze zmian i tak będzie obecne. Bo po prostu ich nie lubię. Bo po prostu nigdy nie wiem jak reagować. Bo po prostu zbyt szybko przyzwyczajam się do obecnego stanu rzeczy.
            Jestem okropnie przewrażliwiona na tym punkcie. To wręcz zakrawa o element choroby psychicznej (dobrze, dobrze, z moim zdrowiem psychicznym to nabiera jeszcze większego prawdopodobieństwa). Potrafię być niezadowolona z tego, że uciekł mi autobus, ale nie dlatego – jak reszta ludzi – że mi uciekł i teraz jest niezbyt ciekawa sytuacja, bo się spóźnię na zajęcia, tylko dlatego, że teraz muszę układać w głowie cały dzień od nowa, a to oznacza z m i a n y.
            Pojawienie się kota w domu jest ogromną zmianą. Czy się bałam? Ależ oczywiście! Bardzo chciałam, żeby Hermes stał się członkiem naszej rodziny, ale za każdym razem, kiedy starałam się przekonać mamę, to ogarniał mnie strach, że ona w końcu może się zgodzić i wtedy będę musiała wziąć na siebie odpowiedzialność za życie futrzastej kuleczki. Wiedziałam, że moje dotychczasowe układy egzystencji nie przetrwają, że będę musiała wygospodarować czas, aby zatroszczyć się o kota i że będę musiała ograniczyć swoje wydatki na przyjemności, bo będzie trzeba zakupić kotu wyposażenie, a potem jedzenie i żwirek.
            Kot się pojawił, zmiany nastały, a ja… przeżyłam. Nawet dobrze przeżyłam. Moje życie wywróciło się do góry nogami, a ten blog jest tego przykładem. Jednak największą zmianą jest to, że wszystkie moje problemy przestają mieć znaczenie w momencie, w którym dotknę tego puchu. Od kilku dni pozwalam Hermesowi spać ze mną w łóżku. Naprawdę, nie ma większej radości, jak odwrócić się w środku nocy i poczuć coś mięciutkiego i ciepłego, co nagle włącza tryb wibracji i przysuwa się do ciebie, żeby się przytulić.
            Może, w takim razie, zmiany wcale nie są takie złe? Trzykrotnie nie dostałam się na studia w łódzkiej szkole filmowej. Musiałam zmienić swoje priorytety, zainteresowałam się grafiką komputerową. Dzięki temu mam dziś pracę. Po mojej pierwszej nieudanej próbie poszłam na kulturoznawstwo, chociaż nigdy tego nie planowałam. Nie dość, że zmieniła się mój status – z ucznia na studenta – to jeszcze trafiłam na kierunek i na uczelnię, które nie znajdywały się w sferze moich marzeń. Poznałam tam wspaniałych ludzi, nauczyłam się wielu ciekawych rzeczy, stworzyłam dzięki temu środowisku kilka ciekawych projektów. W wakacje przez jeden dzień pracowałam jako fotograf, chociaż miałam małe doświadczenie. Poskutkowało to tym, że poczułam przy tej pracy tak wielką radość, że teraz bawię się fotografią kiedy tylko mogę i czuję się przy tym szczęśliwa. Jeśli jeszcze rok temu ktoś zapytałby mnie czy biegam, zaśmiałabym się. W wakacje zaczęłam biegać, co sprawiło, że moje samopoczucie i moje zdrowie było o wiele lepsze. Na studiach poznałam osobę, którą obdarzyłam – jak dotąd – najsilniejszym uczuciem w moim życiu. Tak, to ta sama osoba, o której pisałam ostatnio. Po skończeniu tej relacji moje życie, przyznam, zawaliło się. Musiałam wiele sobie poukładać. Dziś jestem silniejszą osobą, która lepiej radzi sobie z problemami.
            Pisząc to wszystko dochodzi do mnie myśl, że mogę tak pisać jeszcze długo i długo. Wizja zmian nagle przybiera inny wymiar. Nadal jest to przerażające, ale nie zawsze złe.
            Zmiany przychodzą w każdym życiu. Czasami są oczekiwane, czasami przychodzą znienacka. Czasem się z nich cieszymy, czasem nie. Najważniejsze to przetrwać je i postarać się dostosować do nowej sytuacji. „Postarać”, bo nie zawsze jesteśmy w stanie to zrobić. Niekiedy bywa tak, że zmiany są dla nas zbyt trudne, że nie dajemy rady. To jednak nic złego. Przecież nie musi nam wszystko pasować, mamy prawo do buntu, do narzekań. Poza tym, zmiany nie zawsze są dobre. Jeśli musimy zmienić swoje życie dla kogoś, przez co tracimy dużą część swojego jestestwa, to nie jest to ani przyjemne, ani odpowiednie. Najważniejsze, żeby rozpoznać które zmiany są dla nas dobre, a które nie.
            Czekaj, wróć. Najważniejsze to nie bać się zmian. Pewnie, możemy pozwolić sobie na odrobinę niepewności, nie musimy odrzucać od siebie całego strachu, ale to uczucie nie może nami zawładnąć. Należy dostrzegać w zmianach dobre cechy, które możemy wykorzystać do słusznego ukształtowania naszego życia. Jeśli będziemy na tyle odważni, że pozwolimy zmianom na wejście do naszego życia, to wtedy weryfikacja ich skutków będzie łatwiejsza.
            Niekiedy warto poprosić o pomoc. Nie musimy zawsze stawać do walki sami. Obojętnie, czy porozmawiamy z rodziną, czy z przyjaciółmi, czy nawet z zupełnie obcymi osobami – każda rade, każde słowo może być dla nas przydatne. Szukanie pomocy nie jest oznaką słabości, jest oznaką waleczności.
            Znów użyję słowa „najważniejsze”, ale nie mogę się powstrzymać, tak wiele aspektów tego tematów jest ważne. Ale to dlatego, że zmiany to temat skomplikowany i jako osoba, która panicznie boi się zmian, wiem jak wiele wysiłku trzeba włożyć w zaakceptowanie zmian. Najważniejsze (dobrze, jedno z najważniejszych) jest pozostanie otwartym na nowe możliwości. Pokonanie strachu, gruntowne przemyślenie wszystkich za i przeciw. Słyszeliście o czymś takim jak analiza SWOT? Jest to jedna z najpopularniejszych technik analitycznych, służy porządkowaniu informacji. Polega na posegregowaniu informacji, które posiadamy, na cztery kategorie: mocne strony, słabe strony, szanse, zagrożenia. Chociaż stosowana jest głównie w tworzeniu projektów strategicznych, może warto użyć ją także w planowaniu naszego życia?
            Jesteśmy tylko ludźmi, każdego z nas dopadają strach i wątpliwości. Bądźmy na tyle odważni, żeby się im przeciwstawić, nie pozwolić im zawładnąć naszymi życiami. Nie bójmy się wypłynąć na otwartą przestrzeń, jednak pamiętajmy: zawsze warto mieć jakąś pomoc, w postaci np. sąsiadującego nam pływaka.
            Żyjcie, odkrywajcie, radujcie się. Wasza Karolina (i Hermes, patrzący przez ramię).

__________________________________________________________________
Co, jak gdzie?
Więcej o analizie SWOT znajdziecie tutaj: http://analiza-swot.pl/

5 komentarzy:

  1. fajnie piszesz Karola
    a co do zmian, to strach przed nimi jest chyba rodzinny ;-) chociaż mnie dopadł dopiero po trzydziestce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Oj, to ja już się boję co ze mną będzie po trzydziestce :D

      Usuń
  2. Na samo słowo SWOT ciary mnie przeszły... :) Kiedyś przeogromnie bałam się zmian, bo kojarzyły mi się z czymś złym, z czymś czego nie chciałam, bo po co zmieniać życie, skoro wszystko się jakoś układa? Ale nastała fala niepowodzeń i wszystko zaczęło się zmieniać... Niejednokrotnie musiałam wyjść ze swojej strefy komfortu i co się okazało? Że zmiany nie są takie złe, a nawet mogę się pokusić o stwierdzenie, że są całkiem fajne :) nie bez powodu ktoś powiedział, że jedyną stała rzeczą w życiu są zmiany... Kiedyś byłam przerażona samą myślą o zmianach, teraz traktuje je jako nowe wyzwania i całkiem dobrze mi tym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To super, cieszę się bardzo :D W sumie zawsze tak jest, że najpierw się boimy, a potem patrzymy wstecz i nagle wszystko ma sens i wiemy, że zmiany były dobre ^^

      Usuń
    2. gorzej jak sie okaże, że nie były.. :D

      Usuń